RELACJA – Czworo niezrzeszonych z Poznania

Zimowa Watra Wędrownicza, luty 2012r. Skład: Marcin Brukwicki, Michał
Brukwicki, Łukasz Buława i Bartosz Groński. Poznań
Przygotowania do Watry postępowały w ślimaczym tempie. Z racji tego, że można
było się zdecydować w ostatniej chwili, wielu korzystało z tego przywileju. Ostatecznie grupa
liczyła 4 osoby, czyli idealnie do namiotu 3 osobowego. Po przeczytaniu wszystkich
poradników, jak przetrwać na śniegu, sporządziłem listę, i dokupiłem to czego nam jeszcze brakowało.
Trasę ustaliłem dość ambitną, na Pragibek mieliśmy dostać się szlakiem niebieskim ze
Zwardonia a następnie od Kolonii zielonym – razem 5,5 godziny wg mapy. Wiedzieliśmy, że
należy liczyć 3x dłużej, jednak w rozmowie telefonicznej pan z przegibka poinformował, że
szlaki są raczej przetarte. Pociąg z Poznania do Zwardonia mieliśmy o
godzinie 22:00. Planowo o 8 z groszami w Zwardoniu, w sam czas by wyjść na szlak. Biorąc pod uwagę fakt, że całą noc spędziliśmy na korytarzu, w przeciągu i mrozie
w pozycji stojącej, tudzież kucającej mieliśmy bardzo dużo energii i pozytywnego myślenia by wyruszyć na szlak.
Przejście Zwardonia zajęło nam z 20 minut, nasz niebieski
szlak był ledwo widoczny na drzewach i słupkach, choć
pozostałe były doskonale, jakby ktoś go próbował zmyć. Przez czas
w którym pokrywał się z innymi szlakami nie było problemów. Na
rozwidleniu okazało się, że mapa choć nowa, nie do końca oddaje
rzeczywistość. Zapytany po drodze pan wychodzący z placówki
GOPRu, poinformował nas, że szlak został usunięty, i stanowczo
nie poleca kontynuowania podróży
w jej dotychczasowym projekcie, przyjęło to raczej formę prośby. Nauka nr jeden –
zadzwonić do GOPR i spytać czy szlaki istnieją.
Zdecydowaliśmy zatem wrócić się do Rycerki i tam dalej czarnym szlakiem. Znając
doskonale prawa Murphiego, niewiadomo dlaczego nikt nie poddał pod wątpliwość powrotu pociągiem. Na stacji prawa Murphiego dały o sobie znać, najbliższy pociąg o 16. Nie tracąc czasu zorganizowaliśmy inny transport. Grupka miejscowych
młodzieńców z wdzięcznością posłużyło dla nas za przewóz osób, i to taniej niż pociągiem.
W Rycerce Dolnej, spotkaliśmy grupę wybierającą się ,,Bananowy Grill”, porozumieliśmy się z nimi i w dalszą drogę ruszyliśmy wspólnie. Na rozgraniczu zielonego i czarnego szlaku rozgorzała dyskusja, którędy iść. Wygrała opcja szlaku zielonego do samego Przegibka. Grupą Poznaniaków szliśmy nieco szybszym tempem, przez co grupy znów się rozdzieliły. Zielony szlak był ubity i przyjemny, sżło się szybko, przez co utraciliśmy czujność i nie zauważyliśmy, że szlak nie do samego końca pokrywa się z drogą, którą szliśmy. W chwili gdy się zorientowaliśmy przeszliśmy już spory kawałek. Po bardzo krótkim rozważeniu dostępnych opcji, zdecydowaliśmy się nie wracać, i przebijać dalej ,,nibydrogą”. Po paruset metrach doszliśmy do wniosku, że dalsze trzymanie się ,,drogi” nie ma sensu, nikt nią nie szedł co najmniej od paru tygodni, śnieg był sypki i dość głęboki, a serpentyny którymi została poprowadzona, są lekko mówiąc irytujące. Bez kompleksów wyznaczyliśmy zatem azymut na Przegibek i  podjęliśmy dalszą wędrówkę. Taka droga nie zajęła nam więcej niż 50minut, nim zobaczyliśmy schronisko. Wysuszyliśmy się, coś zjedliśmy i przed wieczorem ruszyliśmy na Bendoszkę Wielką.

U celu, od razu zajęliśmy się poszukiwaniem miejsca na nocleg.
Zdecydowaliśmy się na wykopanie jamy ze śniegu w zboczu (wzorem Beara
Grillsa) i tam rozbić namiot. Szybko przyszła druga nauka, mianowicie,
turystyczna saperka okazała się wielce niewystarczająca na nasze potrzeby.
Koniecznym okazała się pomoc sąsiadów, w postaci użyczenia sprzętu.
Pod namiotem rozłożyliśmy 2 folie NRC, w namiocie po 2 karimaty i
po 2 śpiwory. Po przygotowaniu wszystkiego zaszliśmy nad ognisko,
rozpalone przez naszych byłych towarzyszy podróży, w poszukiwaniu odrobiny ciepła.
Pomogliśmy je odpowiednio powiększyć i zadbać o paliwo, po jakimś czasie stało się ono
ogniskiem głównym. ,,Czworo nie zrzeszonych z Poznania!”
Sama noc, była zaskakująco komfortowa. De facto, śpiący w środku niczym nie
musieli się przejmować, poza tym by chrapaniem nie irytować śpiących przy ścianach. Ci
bowiem mieli trochę gorzej, dlatego dokonywaliśmy zmian. Choć nie można powiedzieć by były to jakieś bardzo duże mrozy. Następnym razem trzeba spróbować pokryć folią NRC również boki namiotu do wysokości przynajmniej 30cm.